Adam Korszun / malarstwo.
„Ja, Adam Korszun urodziłem się 15 lipca 1970 r. w Białej Podlaskiej. Moja mama Teresa była wtedy nauczycielką a ojciec Edward rolnikiem i rzeźbiarzem ludowym. Przez parę lat mieszkaliśmy u ojca w Rossoszu a potem przenieśliśmy się do Białej Podlaskiej, gdzie mieszkaliśmy kątem u rodziny. Z tych czasów pamiętam relację różnych cioć, które mówiły, że siedziałem pod stołem i rysowałem kredkami. Kiedy przyszedł czas, żeby wybrać szkołę średnią, za namową Edwarda Mikołajczuka, do którego chodziłem uczyć się rysować, poszedłem do Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. C. K. Norwida w Lublinie, gdzie spędziłem pięć lat doświadczeń artystycznych i... pierwszych miłości, które ukształtowały mnie już na zawsze.
Innym czynnikiem były wyjazdy do dziadków, do wsi Husinka, gdzie dzisiaj Bożena i Janusz Maksymiukowie mają Dom Pracy Twórczej. Tam jeździliśmy całą rodziną pomagać przy pracach polowych - sianokosach, żniwach czy wykopkach. Kiedy skończyło się Liceum Plastyczne, postanowiłem zdawać na ASP w Warszawie na Wydział Malarstwa. Ponieważ nie dostałem się tam za pierwszym razem, przez dwa lata uczyłem się w Studium Nauczycielskim w Białej Podlaskiej, które przygotowywało mnie do zawodu nauczyciela plastyki. Po dwóch latach przyjęto mnie do Akademii. I potem przez pięć lat kosztowałem bogatego w różnorodne doświadczenia życia studenckiego i „artystycznego”. Dyplom zrobiłem w pracowni malarstwa prof. Jana Tarasina, i w pracowni rzeźby prof. Gustawa Zemły, a część teoretyczną napisałem u pana Marka Machowskiego. Mój dyplom nazywał się „TRZY LILIE” i składał się z 10 obrazów i trzech rzeźb opisanych w części teoretycznej. Życie w Warszawie było bardzo atrakcyjne ale dla mnie zbyt bujne i zaskakujące. Zawsze tęskniłem do mniejszych ośrodków i dlatego bez większego żalu zostawiłem stolicę i wróciłem do Białej Podlaskiej, gdzie już miałem pracę w Galerii Podlaskiej. Tutaj pracowałem przez kilka lat, podpatrując moich kolegów, Mieczysława Skalimowskiego i Marka Jędrycha.
Po jakimś czasie w wyniku splotu przypadków życiowych, zrezygnowałem z pracy i przez jakiś czas tułałem się na rowerze po okolicznych polach i lasach. Po kilku latach odpoczynku zatrudniła mnie w Osiedlowym Domu Kultury pani Maria Skonieczna. Tam po jakimś czasie zacząłem pomagać koleżance Małgorzacie Maciejewskiej w przygotowaniu przedstawień „Teatru Słowa” kierowanego przez pana Jana Gałeckiego. Pomagałem robić scenografię, rekwizyty, przygotowałem oprawę dźwiękową i światło sceniczne, a czasem też odgrywałem role z mniejszą ilością tekstu - byłem Kirkorem w "Balladynie", służącym w "Damach i huzarach", Szambelanem w "Panu Jowialskim", Chocgołem, Rycerzem, Szelą i Hetmanem w "Weselu". Przez lata pobytu w Białej Podlaskiej wciąż malowałem i próbowałem żyć z malowania. Jedną z galerii, które potrafiły sprzedawać moje obrazy była Galeria Art Wojtka Tulei z Warszawy. Wciąż też robiłem wystawy moich obrazów w różnych gościnnych galeriach w całej Polsce i za granicą.
Postanowiłem też występować na scenie, śpiewając moje własne piosenki przy akompaniamencie gitary, a potem syntezatora.Wciąż pomagała, i pomaga mi, moja mama Teresa, która musiała się mierzyć z wszystkimi moimi fochami. Są i inni życzliwi ludzie, jak wspierająca bialskich artystów, sama artystycznie uduchowiona przedsiębiorca Ewa Magier. Moja historia zatacza koło, bo po wielu latach wróciłem do Galerii Podlaskiej, w której pomagam przygotowywać wystawy, propagować sztukę współczesną. Od kilku lat, po nocnej obserwacji nieba, w małej miejscowości nad Bugiem, zacząłem malować "Gwiezdną Historię Świata", to teraz najbardziej mnie pochłania. Zamierzam jeździć po Polsce, śpiewać moje piosenki i pokazywać obrazy.”
Foto: NOK